F Refashion - 2nd life : lutego 2017

poniedziałek, 27 lutego 2017

Metamorfoza z męskiej na damską za 1,20 zł

Podobnie jak wcześniej - dwa tygodnie temu w SH zaopatrzyłam się w męski tshirt
Zainteresowałam się nim ze względu na bardzo dobrą jakościowo lycrę
Zastosowałam standardowe zwężenie na overlocku, zebrałam nadmiar materiału od rękawów, ale niejednakowo na całej długości.
Wycięłam wszystko w literę A i skróciłam przód względem tyłu. 
Ponieważ oryginał miał dekolt w serek, doszłam do wniosku, że dobrym pomysłem byłoby zamienienie przód z tyłem
Żeby nie było nudno, pojawiły się pasy z białej bawełnianej taśmy tkanej. Trochę kontrastowo.

Nie wykańczałam brzegu, bo nie mam coverlocka (czemu... :( - bo jest drogi...), a podwijanie zygzakiem mogłoby wyglądać słabo, dlatego zostawiłam otwarte brzegi i jedynie przypaliłam lekko zapalniczką, żeby nie szło żadne oczko.
Tak wyglądała bluzka przed metamorfozą



Jak odnowić zmechacone ubranie.

Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie życia bez maszyny do szycia i....golarki do ubrań.
Wiem, że to dziwnie brzmi, ale dzięki temu prostemu urządzeniu (i naprawdę mega taniemu) można kompletnie odnowić ubranie. 
Niektóre materiały mają takie beznadziejne właściwości, że po 2 założeniach zaczynają mieć w newralgicznych miejscach pęczki
Każdy, kto trochę szyje wie, że takim wrednym tworem jest dzianina punto. Super się z niej szyje i fajnie wygląda, ale zanim się ją założy to już jest zmechacona.
Oczywiście o swetrach nie wspomnę, bo to chyba sztampowy przykład.
Ja kocham wyszukiwać w lumpeksach ciuchy, których nikt nie chce bo są w kiepskiej kondycji. Ale nic bardziej mylnego. Już jeden przepiękny kolorowy odrodziłam, a wczoraj kupiłam Mango za 3,60zł...(chodzi o markę nie owoc :) chociaż to i tak byłoby tanio).
Miękki jak mało co w mojej szafie, ale niestety nieco sfatygowany. Jednak w ruch poszła moja ukochana golarka i sweter wygląda jak nowy. W sklepie można by spokojnie go kupić za 120zł (znowu będą gadać, że śpię na kasie ;) )
Dzieciakom też kupiłam prześliczne rzeczy na później, za grosze, ale z perspektywą długich nocy z goleniem. A co mi tam :)




Bluzka na torbę za 1,60

Przez weekend udało mi się sporo zrobić w kwestii przeróbek, jednak biorąc pod uwagę, że jakieś 12h poświęciłam na pracę (obowiązki związane z wykonywanym zawodem) to i tak jestem dumna z siebie, że udało mi się tu dzisiaj usiąść.
Dwa tygodnie temu byłam w moim ulubionym lumpeksie i m.in. kupiłam bluzkę w paski biało czerwone. 
Jak tylko ją zobaczyłam, to wiedziałam, że przyda mi się jako materiał do szycia domowego, bo nie wyobrażam sobie ubrać się w takie sztywne płótno. Pomijam "princik"..
Od razu pomyślałam o Zero Waste...
W zasadzie to zakupy wkładam zawsze do nieśmiertelnej torby Ikei, więc skoro poszyłam już ludziom to czemu jeszcze nie sobie.
No i powstało dzisiaj coś całkiem przydatnego, bo i nawet kieszonki ma :) i na telefon i portfel. A przecież to właśnie z tym zazwyczaj mam problem - torbę wezmę ale co z kluczami i portfelem....

Była sobie bluzka.





piątek, 24 lutego 2017

Bal przebierańców

Nie wiem dlaczego ale mam zakorzenione, że strój na bal przebierańców powinno się wykonać samemu
Od dzieciństwa pamiętam moje podekscytowanie na myśl o balu ostatkowym w przedszkolu czy podstawówce. Wyciągało się wtedy z szafy dziwaczne stroje babci, w ruch szły krepowane bibuły, brystole na maski, farby, mazaki, igły i nici.
I było super, i było niepowtarzalnie. Dlatego z taką radością przyjęłam na barki pierwszy bal przebierańców starszej córki w przedszkolu, a było to już 2,5 roku temu. Oprócz ostatkowych balów (a ten był trzeci) odbywają się przedstawienia np.na Święta Bożego Narodzenia czy impreza Halloween. 
Zawsze pytam dziewczyn w co się chcą przebrać, a potem kombinuję jak to zrobić. Myślałam, że wszyscy tak mają. Jednak to co zobaczyłam pierwszy raz w przedszkolu zaskoczyło mnie. Większość dzieci miała wykupione gotowe stroje, rodem z garderoby Disneya. 
Zrobiło mi się smutno, ale jednocześnie poczułam satysfakcję. Nie chcę tu nikogo oceniać, ani wyrokować, jednak mnie się nie podoba trend tych "nowych czasów", takie pójście na łatwiznę. 
Oczywiście wszystko kręci się wokół pieniędzy. Gotowy strój ze sklepu to rząd od 30 do 230zł. Można wypożyczyć, ale ja bym się bała, że strój się zniszczy. Jednak poza tym wszystkim myślę, że najważniejsze jest coś innego - zaangażowanie w życie własnego dziecka
Za 20-30 lat nie będzie pamiętać, że strój był niedoskonały. Za to pozostanie w niej poczucie, że zrobiła to dla niej mama i ona sama współtworzyła strój, poddając własne pomysły.
Może ją to kiedyś usamodzielni? Może pokaże, że sama może zrobić prawie wszystko, a nie że musi za to nikomu zapłacić. Do przemyślenia :)
Myślałam, że w tym roku będę miała gorzej, bo pierwszy raz w przedszkolu są obie dziewczyny :) ale na szczęście młodsza chciała się ubrać w stary strój starszej - strój Elsy.
Starsza natomiast wymyśliła sobie kotka.

Elsa była zrobiona z weselnej sukienki damskiej z lumpeksu, którą kupiłam z 1zł. 
Miała idealny kolor i wiele warstw w spódnicy. Żaden kupny strój Elsy nie ma formy "bezy". 
Odcięłam górę sukienki i zrobiłam z niej gorset, ale miał formę wiązaną i na zdjęciach niestety udało mi się uchwycić już etap po rozsznurowaniu. 

Kotka zrobiłam z satyny z odzysku od koleżanki z piwnicy. Uszyłam żenująco wręcz prosty kombinezon zapinany na ekspres, doszyłam z tyłu ogon i zrobiłam opaskę na głowę. Doczepiłam po prostu wyciory kolorowe, które uformowałam w kształt uszek kocich.


 Młodsza dzisiaj i starsza w tym samym 2 lata temu :)
Poniżej starsza dzisiaj. Serduszka były jej koncepcją - nie była w stanie mi wyjaśnić czemu kotem ma tyle serduszek. Zgodnie z moimi przewidywaniami serduszka się oderwały i był płacz w przedszkolu. No ale cóż, człowiek musi zderzać się z nieszczęściami od początku życia....


Ponieważ mam jeszcze zdjęcia ze starych przebieranek, to dorzucę w ramach pamiątki :)


 Wszystko szyte ze ścinków materiałów lub przerabiane stare ubrania z lumpeksu. Skrzydła robiłam pół dnia, z drutów, siatki wzmacniającej ściany i innych dziwnych tworzyw. Zakładane jak plecak.


Choinka, nietoperz i bałwanek (stara męska koszulka z powszywanymi gumkami i naszytymi czarnymi kropkami.


Tegoroczna wampirzyca i też materiał z odzysku.
Oczywiście całość dopełnia makijaż. 
A dziś tłusty czwartek i ja zjadłam tylko resztki połowy donutta po młodszej.... Uff nie lubię.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Ekspresowa metamorfoza swetra za 2,90zł

Był sobie sweter. wyjątkowo duuuuuży sweter. 
Kosztował 2,90zł, a jakościowo dawałam mu 10/10. Jak nówka sztuka. Nie miał nawet jednego pęczka. No nic. Delikatny i miły w dotyku.
Lubię ubrania oversize, ale to była już przesada - rozmiar 20 UK (ja noszę 8...) czyli jakieś 6 rozmiarów za duży (chyba 4XL). Dekolt miałam koło pępka, więc założenie go solo odpadało. Fajniej wyglądałby tył na przód, ale wykończenie dekoltu sugerowałoby, że chyba się pomyliłam albo byłam rano zaspana...
Przerabianie swetrów nie jest łatwe z uwagi na strukturę. Ale dla chcącego nic trudnego.
Przedstawiona tutaj metamorfoza swetra trwała może 10 min (tak długo tylko dlatego, że robiłam w trakcie zdjęcia). 
Pomysł z ekspresem przyszedł mi kiedyś ze zbyt szeroką bluzką (kiedyś umieszczę post, bo była uszyta z prześcieradła :) )
Najpierw prezentacja swetra. (Na swetrze karteczka z ceną)




Trochę historii i elegancji za 5zł

Osobiście wolę stroje "casual", ale przecież ile ich można mieć w szafie.
Już jakiś czas temu doszłam do ściany, jeżeli chodzi o moją garderobę. Uświadomiłam bowiem sobie, że nie mam ubrań formalnych, które pasowałyby do mojego wieku i pracy. 
Oczywiście z lataniem po sklepach nie mam problemów, chociaż z roku na rok dochodzę do wniosku, że jest to zupełna strata czasu. Każdy kto ma okazję i konieczność szukać czegoś konkretnego może być pewien, że tego nie znajdzie.
Druga sprawa, że problemem nie jest coś kupić, tylko żeby kupić to tanio
Oczywiście mogę wejść do dowolnego sklepu i kupić byle spódnicę za 60zł wzwyż, ale czy to jest faktycznie to czego szukam? Zwykle coś mi nie leży, albo akurat w modzie jest linia, która nie pasuje do mojej figury. O bluzkach to nawet nie wspomnę. Za komplet wychodzi jakieś 120zł minimum, a jak na te czasy to jest to bardzo dużo pieniędzy. Poza tym, jak już wspominałam na stronie O mnie, nie będę nabijać kieszeni byle komu.
Postanowiłam zatem sama sobie coś uszyć i w tym celu wykorzystać resztki, które wysępiłam za piątaka od Pana w sklepie z materiałami. 
Zawsze wpadam po jakieś ścinki i biorę co mi się spodoba. Ich przeznaczenie określa się potem w czasie :) 

Obie rzeczy uszyłam na podstawie własnych wykrojów
Droga do ich uzyskania była długa i myślę, że nadal się ciągnie.
Pierwsze moje wykroje w życiu były z Burdy (jak chyba każdego). Nie byłam jednak z nich zadowolona i może dlatego zawiesiłam moje hobby na wiele lat. Zawsze coś mi w nich nie pasowało, tabele kompletnie odbiegały od wszystkiego, a potem nawet po dopasowaniu i tak wszystko na mnie wisiało. Miałam serdecznie dość zmarnowanego czasu. 
Postanowiłam kupić książki do tworzenia własnych wykrojów. Skrupulatnie według wskazówek nanosiłam swoje wymiary na kartki. Następnie stworzyłam prototyp no i oczywiście znowu porażka
Zaczęłam go na sobie modyfikować i dopiero wtedy powoli powoli coś się klarowało. 
Naniosłam poprawki na formy i do tej pory z nich korzystam, ale nadal nie mogę powiedzieć - to jest to!
W tym wszystkim brakuje mi jednego - warsztatu i wiedzy oraz czyjegoś doświadczenia. 
Nie jestem gotowa na kurs z kilku przyczyn - finansowej, czasowej i ideologicznej. W tej ostatniej chodzi mi głównie o to, że wszystkie kursy są robione na podstawie tych samych książek, które dla mnie są przestarzałe. 
Przykro mi bardzo, ale mnie nie interesuje szycie "babcinych ciuchów". Te fasony naprawdę są niemodne. Co z tego, że będę umiała uszyć jakąś spódnicę, jeżeli jej krój mnie postarza, a dowiem się o tym dopiero po kilkunastu godzinach zmagań. Dlatego walczę z materią póki co samodzielnie. 
A tak wyglądają moje twory.




Wyjątkowo się postarałam, bo obie rzeczy wykończone są tak jak powinny. Bluzka ma w ramionach dwa ekspresy, lakierowane na złoto (zdobycz na promocji w hurtowni). Materiału miałam bardzo mało, dlatego odszycie dosztukowywałam z podszewki od starej spódnicy.
Na ramionach są zakładki, które nieco powiększają mi ramiona. Dlatego nie pieję nad tym. Miało być modnie i fajnie, a wyszło jak zwykle.
Spódnica jest w formie bombki, którą tworzyłam sama włącznie z kieszeniami. Z tyłu wszyłam zamek kryty, natomiast na pasek musiałam znowu użyć jakiś ścinków, bo z materiałami z odzysku jest tak, że to my się musimy dostosowywać do nich, a nie odwrotnie. Podobnie z workami na kieszenie. Musiałam skroić jakąś szmatkę bawełnianą, bo już skończyły mi się czarne materiały.
Z wykonania jestem zadowolona (pomijając dosztukowywanie), z ceny jeszcze bardziej (nie zapłaciłam za wszystko więcej niż 5zł). 
Czy dobrze się w tym czuję? To zależy od okazji. Nie jestem przyzwyczajona do tak krótkich spódnic, 




Mogę jednak z dumą wczepić metkę MOTS (moje pierwszy litery imion i nazwiska, przypadkiem oznaczające "słowa" w języku francuskim). 
Później dorzucę zdjęcia ze szczegółami.

niedziela, 19 lutego 2017

Bluzka w roli sukienki za 0zł

Są takie ubrania, z którymi trudno się rozstać, gdy stają się za małe. Zwłaszcza moim dzieciom, bo ja już na szczęście nie rosnę :) 
Należą do nich wszelkie części garderoby z postaciami z kreskówek lub przesłodkimi zwierzaczkami.
Wtedy opcja "będzie dla młodszej siostry" w ogóle odpada. Raz, kiedy jeszcze nie przerabiałam ubrań hurtowo, przekonałam starszą, żeby oddała za małą bluzkę siostrze - do tej pory jest płacz, jak tamta to założy. 
Musiałam więc opracować metodę przedłużania życia bluzkom.
Póki podkrój pach jest dobry, a bluzka nie opina się na dziecku  jak kiszka na kiełbasie to rozwiązanie problemu za małej bluzki jest łatwe.
Wystarczy zrobić coś z za krótkimi rękawami i długością "do pępka".
Ja najczęściej po prostu długi rękaw przerabiam na krótki, a bluzkę wydłużam doszywając inny materiał jako spódnicę. Robię z niej tunikę, albo częściej sukienkę (bo jak już pisałam wcześniej jest na nie u nas popyt). 
Poniżej przedstawiam przykładowe dwie przeróbki.



No jak mogłabym odebrać jej bluzkę z Hello Kitty! Co prawda naprasowanka czasy świetności ma już za sobą, ale biorąc pod uwagę niszczenie ubrań mazakami i farbami w przedszkolu, i tak ma się nieźle.
Skróciłam rękaw podwijając go normalnie zygzakiem (nie mam niestety coverlocka...)
Do dolnej części bluzki doszyłam dresówkę z koła. To ta sama z której wcześniej uszyłam dziewczynom sukienki (opisane w poście). Nie wykańczałam dołu.



Druga bluzka miała długi i krótki rękaw jednocześnie. Podobnie jak w ostatnio kupionej bluzce z lumpeksu (opisane tutaj) wycięłam znajdujące się pod spodem długie rękawy, a do dolnej części doszyłam spódnicę. Tym razem zrobiłam ją z męskiego T-shirtu, zwykłego bawełnianego, ale lekko elastycznego. Żeby sukienka nie wisiała jak worek, wszyłam w pasie gumkę, dzięki czemu bardzo ładnie się układa.
No i zarówno Hello Kitty jak i króliczek uratowane :)

czwartek, 16 lutego 2017

Bluzka - zbroja za darmochę

Uwielbiam szyć bluzki i mam wrażenie, że ciągle mam ich za mało. W zasadzie to wystarczy mi kawałek materiału, trzy szwy, dziura na głowę i można zakładać ;)
A tak na poważnie to szukam ideału na różne okazje i testuję co się da wykorzystać i przerobić.
Tym razem wpadłam na pomysł zrobienia frontu bluzki ze starych dżinsów. Tak wygląda:



A teraz z bliska:


Jak widać są to połączone kwadraty z pociętych spodni. Strzępienia pozostawiłam otwarte przestebnowane bo właśnie takiego efektu oczekiwałam (jak wystrzępione szorty).
Różne odcienie wynikają z tego, że spodnie były niejednolite i specjalnie tak poukładałam odcienie, żeby wyszło interesująco.
Reszta bluzki to jakaś resztka dzianiny punto, która została mi sprzed 100 lat z jakiegoś szycia (albo od Pana  kosza :) ) 
Jest to pudełkowy fason, dosyć krótki, który dzięki sztywności dżinsu i poszerzeniu dołu placów (widać to na pierwszym zdjęciu - odstaje z przodu. Nie wykańczałam dekoltu ani rękawków (kimono) bo ta dzianina się nie strzępi, a podwinięcie zaburzyłoby efekt surowości
Dobrze, że mam manekin, bo szyłam bez wykroju. Aktualnie zbieram na taki regulowany.
A tak wygląda na kawałku mnie :)


środa, 15 lutego 2017

Getry taśmowo za 0zł

Jeżeli wierzyć powiedzeniu, że brudne dzieci to szczęśliwe dzieci, to moje chyba właśnie takie są. Czy szczęśliwe to wyjdzie w praniu, a dokładnie za 20 lat, albo i później, natomiast to, że są brudne to wiem na pewno.

Pomijając kwestię wylewania na siebie różnych substancji, normą jest zabawa "w parterze", bez względu na miejsce oraz wykorzystywanie nóg jako podręcznego ręcznika do rąk i serwetki w jednym. Tego nie da się doprać i nie wmówią mi tego żadne reklamy nawet najlepszych proszków do prania. 
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze dziury robione w bardzo różnych i często niebezpiecznych okolicznościach oraz fakt, że nogi moich dzieci rosną szybciej niż ich włosy. Poszłabym z torbami, gdybym musiała kupować ciągle nowe getry w sklepie.
Dlatego szyję je taśmowo. Jak tylko wpadnie w moje ręce odpowiednia dzianina - idzie pod nóż.
Pewnego razu odziedziczyłam dzianinową sukienkę kopertową. Może i w dobrym stanie, ale na pewno nie w moim stylu. Natomiast na getry dla dziewczyn nadała się idealnie. wyszły mi po jednej na każdą plus krótkie gatki pod jakąś sukienkę, żeby nie świeciły tyłkiem w piaskownicy.





W pasie standardowo gumka. Białe (ale to na piżamkę, no bo kto wyślę dzieci na dwór w białych getrach??!!) powstały również z jakiejś starej bluzki.

Poniżej dwa w jednym. Kwiatkowa księżniczka :) czyli getry i skarpety z tej samej tuniki, które założone razem wyglądają jak rajstopy. 




Jak uszyć getry? Ja odrysowuję z wywiniętych na lewą stronę najbardziej aktualnie pasujących. Wiadomo że idealnie nie jest, czasem materiału jest na styk i muszę dosztukowywać. Na szczęście dzianina wybacza, a dzieci w tym wieku mają taką sylwetkę, że wszystko na nie pasuje.

Niestety do szycia tak rozciągliwych materiałów potrzebny jest Overlock. Ja takowy mam, ale najtańszy jaki była na rynku i mogłabym mu wiele zarzucić. Ile już wylałam przy nim łez, to nawet nie powiem. No ale chociaż jest... Lepszy taki niż żaden. Powinien pójść do Spa, czyli na przegląd, to może będzie z nim lepiej...
Tymczasem idę poszerzać sukienkę dla Pani Eli ;)


wtorek, 14 lutego 2017

Różowy nurek

Spódnica.
Bardzo drażliwy dla mnie temat. Temat rzeka.
Osobiście nie przepadam, bo w naszej szerokości geograficznej nieodzownym dodatkiem są rajstopy. A to jest ten element garderoby, którego nienawidzę. Długo by opowiadać. Noszenie, wątpliwe, ale szycie - bajka.
W każdym razie moje córki, od kiedy zaczęły chodzić do przedszkola, zaczęły się stroić w "dziewczyńskie" ubrania. Na pytanie "w co się jutro ubierasz?" zawsze słyszę odpowiedź "w sukienkę" lub "spódnicę". Za tym oczywiście pojawia się problem rajstop...
Spódnic musimy mieć dużo. Muszą być wygodne, łatwo-czyszczące i z kieszonką. A o to dwie z nich. Na szczęście dziewczyny są już teraz podobnych gabarytów, więc powoli uskuteczniamy wymienianie się ciuchami.



Te zostały uszyte z końcówek materiału z kosza od Pana ze sklepu z materiałami (różowa) oraz z resztki po bluzce uszytej z tuniki z lumpeksu (czarna w łezki). Koszt każdej nie przekracza 1zł. 
Każda ma w pasie szeroką gumkę, czyli obowiązkowy element ciuchów przedszkolaka. Czarny materiał to zwykła bawełna natomiast różowy to podobno nurek, ale z tych cieńszych. Nie kocham go. Lubię za łatwość szycia ale bardzo się zaciąga (takie maleńkie zaciągnięcia na powierzchni). Wystarczy, że dziewczyny ciągle bawią się na podłodze albo szaleją na placu zabaw i już są ślady. Raz uszyłam z tego getry - tragedia. Po jednym założeniu wyglądały jak szmaty.
Z czarnego materiału w łezki uszyłam sobie też bluzkę, ale to może innym razem.
Czarna spódnica jest ze zwykłej końcówki, w literę A, natomiast różowa, jak widać, z koła. Ten fason jest bardzo wygodny, gdyż nogę można podnieść do nieba i nic nie krępuje ruchów.
Do jej uszycia wystarczy trochę wyobraźni i odrobina znajomości matematyki + uwzględnienie trochę luzu na pupę podczas wkładania. ;)
Będzie ich więcej, ich znaczy spódnic.


poniedziałek, 13 lutego 2017

Szybkie metamorfozy

Zaraz po rozdzieleniu między dziewczyny rzeczy z SH doszłyśmy do wniosku, że niektóre trzeba nieco zmodyfikować. I tak poniżej przedstawiam najprostsze z możliwych metamorfoz:



Zarówno starszej (dla której miała być ta bluzka) jak i mnie wydawała się ona strasznie nudna - rozwiązanie - naszycie aplikacji. Wreszcie wykorzystałam starą, zniszczoną i za małą bluzkę. Miała już wszędzie dziury, ale z przodu była cekinowa kokardka, więc musiałabym ją wyrzucać pod osłoną nocy... A poza tym ja nie lubię wyrzucać. Każdą aplikację czy rysunek ze starych bluzek można wykorzystać i potem naszyć na inne. Dziecko jest zadowolone, a wszystko kosztowało mnie 0,74 zł :) (kolory na drugim gorsze z powodu słabszego oświetlenia).


Kolejna jest jeszcze bardziej banalna - wycięcie rękawów i zrobienie z bluzki z długim rękawem, bluzkę z krótkim.  Odcięte rękawy przydadzą mi się do późniejszych przeróbek. Koszt 1,10 zł




I ostatnia już dla mnie
Zakochałam się w tym swetrze. Jest mega mega modny. Oversizowy z szerokim rękawem (do wywinięcia). Jedyny minus to duże spęczkowanie. Jednak dla mnie to nie problem bo mam na podorędziu zawsze obecną przy mnie golarkę do ubrań. Miała co prawda trudny orzech do zgryzienia, bo 3 razy mi się rozładowywał akumulator. Tyle tego było(!). Ale dała rade i teraz wygląda jak nowy. Dzisiaj byłam w nim w pracy :) Kosztował niecałe 5 zł. Wszyscy mi go dzisiaj zazdrościli.



Tak to właśnie wyglądało. Czyli selfie o 7:50 rano. :)






sobota, 11 lutego 2017

Czarna sukienka i szare coś... za 3zł

Wreszcie prezentacja czegoś dla dorosłej osoby, czyli dla mnie (zakładam, że w tym wieku można już się tak określać...).
Sukienka powstała z dosłownych resztek, końcówek z kosza od Pana ze sklepu z materiałami. Zawsze znajdą się tam jakieś czarne prostokąty, które wyłapuję co do jednego, bo czarny materiał może mi się przydać prawie do wszystkiego. Nie było go dużo, więc sukienka jest dosyć krótka (może być do legginsów lub bardzo grubych czarnych rajstop). Ma kształt litery A, więc akurat dobrze komponuje się z tą długością. 
Z kosza wyciągnęłam również długą wstęgę białego materiału w kropki. Urzekła mnie i nie mogłam jej nie wziąć. Zastosowałam ją na bokach sukienki robiąc trójkątne wstawki, a także przy dekolcie. 
Cały materiał kosztował mnie nie więcej niż 3zł.
Nie starczyło niestety na rękawy. Jednak przerabiając różne ciuchy, zawsze coś mi zostaje. Z jednej bluzki z grubego jersey'u (którą dostałam "w spadku" odcięłam baskinkę (teraz jest jako niezależny twór na doszytej grubej gumie), plecy wykorzystałam do przedłużenia czegoś starszemu dziecku, natomiast pozostały mi niewykorzystane rękawy. Teraz właśnie przyszedł ich czas.
Musiałam tylko trochę wymodelować podkrój pach, żeby pasowały do mojej sukienki i już. 
Szyjąc ubrania, zwłaszcza kombinując ze skrawkami, nie wiem dokładnie jaki będzie produkt finalny, bo często muszę "ratować" sytuację, wynikającą z nieprzemyślenia pewnych rozwiązań. 
Tutaj było podobnie. Wycięłam dosyć spory dekolt i byłoby wszystko ok, gdyby nie to, że czasem trzeba się pochylić... i wtedy wszystko widać na przestrzał.. Musiałam coś z tym zrobić, więc doszyłam dosyć sztywne zakładki, które nieco zmniejszyły dziurę... Sukienka uratowana.



Jestem na etapie przygotowywania się psychicznego do robienia zdjęć na sobie. Jak już znajdę pomoc, czas i miejsce to wtedy ubrania będą pokazane w pełnej krasie. 

A teraz szare coś. Nie wiem w sumie jak to nazwać. Takie okrycie gdy jest zimno, ale ani nie bluza, ani nie żakiet, ani nie kurtka. Może narzutka? 
Materiał był prezentem, więc znowu nie wydałam ani złotówki. Szary, ciepły jak polar ale gruby jak filc. Naprawdę nie wiem co to. 
Uszyłam to z myślą o swojej pracy i mrozach, a dokładnie okresie przed i po grzaniu kaloryferów, bo wtedy jest masakra (w sezonie grzewczym jest 30 stopni...). Kieszenie muszą być na telefon i klucze :) 


Materiał cięłam moimi kochanymi nożyczkami z zębami, dzięki czemu nie musiałam prawie nigdzie wykańczać i obrabiać brzegów. 
Nie kocham tego ubrania, więc muszę jeszcze nad nim popracować (ja muszę być zadowolona na 100%, a nie na 80%). Zrobiłam zakładki na główkach rękawów i wyszły trochę odstające i szpiczaste - niby modne, ale ja nie czuję się w nich dobrze. Druga sprawa to brak zapięcia. Początkowo miało tak być, ale przez to czuję się strasznie wielka, brakuje mi talii i w ogóle jakoś tak misiowato... może niekoniecznie szczęśliwy dobór przeznaczenia tego materiału (?)  prawdopodobnie przewiązanie w pasie rozwiązałoby problem. Pomyślimy.


piątek, 10 lutego 2017

Problem z rajstopkami (rajstopki na skarpetki)

Znowu przewrotnie, ale nie chodzi tu o zakładanie rajstop na skarpetki.
O ile odwrotną kolejność jeszcze rozumiem i sama w ferie w górach ją stosowałam, o tyle rajstopy na skarpetki...nie, to się nie sprawdzi (ściągają się z pięt i jest ko-szmar).
Zdecydowanie chodzi mi o przeróbkę.

Myślę, że wiele mam ma problem z wiecznie za małymi rajstopami u dzieci. W zasadzie to one są za małe już w momencie kupowania.... No dobra, pierwsze użycie jest jeszcze ok, ale po 1 praniu i kolejnych noszeniach stan  rajstop (odległość od kroku do pasa) wydłuża się wprost proporcjonalnie do skracania się nogawek. Żadne prawa fizyki tego nie zmienią (bo wyjaśnić by mogły zawsze) Tak było jest i będzie, czy to są rajstopy za 3zł czy za 33zł.
Krok rajstopek przedszkolaka jest ZAWSZE w kolanach. Pupa wisi jakby miały pełno w majtach, trochę jak nowy styl spodni u młodzieży...
Gdyby je podciągnąć, aby krok był znowu w kroku, to pas i gumka jest pod pachami...jak się uprzeć to można schować tam całe dziecko po szyję, a na pewno zrobić mu seksowny kombinezon bez ramiączek....tylko po co.
Sama pamiętam tę traumę z dzieciństwa z ciągle ściągającymi się rajstopami. Czy oni nie mogą robić rajstop biodrówek??? Apeluję - są dzieci z długimi nogami i normalnymi pupami i brzuchami.

Co ja z tym fantem robię - wykorzystuję z takich rajstop co się da. 
Ostatni etap recyclingu rajstop dziecięcych u mnie w domu to jest zrobienie z nich skarpetek pod- lub nad kolanówek. (kolejna sprawa - zauważyliście, że nie ma w sklepach prawie w ogóle takich skarpet dla dzieci?? i ciągle ta kostka na wierzchu...)


Oto jak wygląda cały, wyjątkowo prosty i szybki proces.

  1. zaczynam od golenia ich maszynką do golenia ubrań, żeby zlikwidować pęczki ubraniowe.
  2. ucinam na interesującej mnie wysokości
  3. mierzę na nóżce ile potrzebuję gumki, żeby nie cisnęła, ale żeby też nie spadała z nogi
  4. zszywam końce gumki
  5. podwijam na gumce górny brzeg skarpetki zamykając ją w tunelu
  6. obszywam skarpetkę dookoła z gumką w tunelu pamiętając jednak o tym, żeby nie wbić igły w gumkę, szyć ściegiem zygzakowym średnio gęstym, a w trakcie szycia naciągać mocno materiał


Dlaczego naciąganie jest ważne. Bo rajstopy są bardzo rozciągliwe, podobnie jak gumka w tunelu. Jeżeli nie naciągniemy podczas szycia materiału to nici potem popękają.

Na drugim zdjęciu widać mój ostatni prezent od Mikołaja o którym marzyłam latami (ciekawe skąd wiedział...;) ) - nożyce z zębami - my love.
Są mega przydatne, zwłaszcza przy strzępiących się materiałach (takich kompletnie niestrzępiących jest niewiele). Nic się nie siepie. Kocham je.

Poniżej efekt końcowy na właścicielce lat 3,5. Zdjęcie zrobione między machaniem nogami (no bo przecież trzeba mamie pomóc...) 























Jak popatrzeć na górę z gumką, to można stwierdzić, że efekt nie powala, bo jednak nie wyglądają jak sklepowe. Teraz wszędzie stosują tkane ściągacze (których nie da się zwęzić jak się rozciągną i trzeba kupować nowe...). Efekt będzie lepszy, jeżeli zrobimy podwójne złożenie na tunel, a materiał rajstop nie będzie zbyt cienki.
Ja i tak jestem zadowolona, bo dzieciom ciepło w nóżki, a ja nie zmarnowałam rajstopek. Pomysł wziął mi się właśnie od jednych przepięknych z Kucykami Pony, które zrobiły się za małe i wisiała nad nimi wizja kosza na śmieci...a tak leżą sobie aktualnie zwinięte w kłębek w szufladzie ze skarpetkami. Po prostu zmieniły adres zamieszkania :)

Kosmetyczka z leżaka DIY

Kosmetyczka z leżaka??!
No nie do końca :) dokładnie to z materiału leżakowego. 
Czasem zdarza mi się zdobyć jakieś końcówki materiałów. W sklepach z tkaninami są zwykle kosze z resztkami kuponów, których nie da się już sprzedać. Wystawiane jest to wtedy za kilka zł za metr. Ja w swoim zaprzyjaźnionym sklepie mam takie mikro resztki czasem za darmo :*
Tak też było w tym przypadku. 
Materiał jest gęsto tkaną i grubą bawełną, podobno z przeznaczeniem na leżaki. To co miałam to był naprawdę skrawek. Wystarczyło jednak na uszycie kosmetyczki. Tkanina jest na tyle wytrzymała i sztywna, że nie musiałam robić podszewki (co mnie bardzo cieszy, bo jest to znienawidzona przeze mnie rzecz). Do tego trafił mi się w domu czerwony ekspres z pieskiem (no nie do końca trafił się.. kupiłam go kiedyś na jakiejś wyprzedaży w Polimexie - za sztukę wyszło coś koło 27gr!)




Kosmetyczka wyszła bardzo duża. W zasadzie to mogłaby być na dokumenty, bo jest większa od formatu A4

Spodobało mi się takie szybkie wykorzystanie resztek dlatego ze starych ścinków spodni uszyłam dziewczynom małe kosmetyczki na zabawki.
Zawsze lepszy porządek w torbie niż porozwalane luzem rzeczy. Wtedy łatwiej coś znaleźć.






czwartek, 9 lutego 2017

Etui na tablety DIY

Jakiś czas temu koleżanka poprosiła mnie o skrócenie zasłon z Ikei. Takie gotowe z uszami, ale o hiper długości. Zrobiła mi w domu wzorzec w postaci sznurka i z niego cięłam długość od góry. No i fajnie... No i chyba jednak byłoby fajniej gdyby nie były one tak krzywe... Każde ucho z innej wsi. Niektóre musiałam skracać, żeby miało to ręce i nogi. Wreszcie uporałam się z jedną (co nie było łatwe, bo moja wolna przestrzeń na podłodze nie ogarnęła tylu metrów kwadratowych) to jeszcze została do zabawy druga.
Najprościej zrobić w takiej sytuacji co - wziąć odcięty pasek od pierwszej zasłony i przyłożyć do dołu drugiej. No tak. 
No nie... bo druga zasłona okazuje się krótsza. To nic, że są z jednego opakowania...
Dzięki ci kocie mój (mam dwa koty - były trzy, ale jeden musiał iśś do kociego nieba), któryś właśnie przebiegł po rozłożonej firance (sorry zasłonce) zmuszając mnie do innej koncepcji cięcia. W ten sposób otrzymaliśmy dwie ładne, szare z wyraźnym splotem, proste zasłony, a tak mielibyśmy dwie, średnio ładne, szare z wyraźnym splotem, ale krzywe zasłony. 
I teraz do akcji wkracza myślicielka - co robić z odciętymi kawałkami. Są zbyt ładne żeby je wyrzucać. Za małe jednak żeby uszyć coś dziewczynom. Misiom i lalkom już nie będę nic szyła, bo są niewdzięczne... :)
Ponieważ materiał był bardzo wytrzymały, uszyłam z niego torbę na zakupy z uszami, a z drugiego kawałka potrójne etui na tablety
Mamy ich kilka w domu, ciągle do czegoś dodawali za 1zł...to brałam ;) Najczęściej używane przez dzieci w newralgicznych momentach (moich, kiedy już się na nie rzucam z pazurami ze wściekłości za ich zachowanie). Przydaje się też na wyjazdy krótkie czy długie, żeby wszystko ładnie uporządkować w torbach.
Każda dziewczynka ma swoją kieszonkę po obu stronach, więc nie ma kłótni. Akurat o to, bo w ogóle to są non stop...




No więc pomijając nieprzemyślane wszycie głównego ekspresu, jestem z tego naprawdę zadowolona.
Wszystko się mieści idealnie. Jeden pełnowymiarowy, jeszcze z klawiaturą, w środkowej głównej kieszeni i dwa mini tableciki dziewczyn po bokach. I można jechać na wakacje :)


środa, 8 lutego 2017

Minionki atakują

Prawdopodobnie, żeby kupić w sklepie materiał z bohaterami bajki, trzeba by zapłacić majątek. 
I tu znowu z pomocą przychodzi second hand. Dwa razy udało mi się trafić na ogromniaste śpiochy. Pewnie sprowadzone z Anglii. Nie mniej jednak ich rozmiar był na 10-12 lat... (O gustach się nie dyskutuje, ale moje dzieci wyrosły ze śpiochów już koło 18 miesiąca życia...- A jak się w nocy zachce komuś do toalety??) Jest w tym jakiś plus - nie podnosi się notorycznie góra od piżamki...

Wracając do tematu :)
Pierwsze żółte śpiochy poszły na uszycie sukienki dla starszej. Dekolt został oryginalny, rękawki lekko podwinięte, bo były trochę za szerokie, w pasie gumka żeby nie wyglądała workowato no i oczywiście coś - tutaj kwiatek, który zakrywa jakąś niedoskonałość (chyba napis z imieniem dziecka). Kwiatek został wykonany z resztek filcowych, które pozostały mi po uszyciu płaszczyka. 


Sukienka wyszła jedna, więc młodsza znowu została poszkodowana...

Ale były jeszcze drugie śpiochy (kupione przypadkowo zupełnie w innym sh i w innym czasie), które postanowiłam spożytkować na coś dla obu dziewczynek. 
Drugie śpiochy były z czystej zwyczajnej tshirtowej cienkiej bawełny. Nie nadawały się na nic wierzchniego (głównego) np. do chodzenia po przedszkolu. Były bardzo pościelowe, dlatego wyszły z nich dwie piżamki. Tzn. musiałam trochę dorzucić starych bluzek. Korpus jednej zrobiłam ze swojego nienoszonego już białego basic'owego topu, natomiast drugi ze znienawidzonej przeze mnie koszulki Politechniki Łódzkiej xD cięło się ją przecudnie. 

I tak wilk syty i owca cała, bo pozbyłam się dwóch zbędnych ciuchów z szafy :)


Zawsze staram się wykorzystać to co mam do maximum. Jak widać ściągacze od rękawów i nogawek przydały się drugi raz.
Z przodu na piżamce, żeby nie było nudno, zafundowałam im rysunek śpiącego minionka, (robiony mazakami i cienkopisem do tkanin jak atomówki) którego starsza pokolorowała sobie sama, więc jest dumna, że miała wkład własny ;)
Pomimo, że starałam się aby obie miały tym razem to samo, to i tak znalazł się jakiś inny powód do kłótni... 

życie...


wtorek, 7 lutego 2017

Sukienka w koty

Tą sukienką jestem oczarowana, a dokładnie jej materiałem. Jest lekki, cienki, ale ciepły jednocześnie, a koty - przecudne. Znalazłam w jednym z lumpeksów tunikę damską XL. Genialna do przeróbek. Bez zaszewek, duża, można było traktować jak samodzielny kawałek materiału. 
Cena chyba jeszcze lepsza, bo przez niewielką masę i dzień wyprzedaży dałam za nią 52gr...
Ekspres z odzysku ze starej spódnicy, więc znowu ciuch prawie za darmo.

A teraz czas poprzeżywać jej wdzięk :)



Dobrze, że jest "młoda", bo wszystkie rzeczy z której wyrasta starsza wędrują do młodszej i tak mogę się nimi dłużej nacieszyć.